+6
becool 18 stycznia 2015 12:42
Po Sylwestrze w Barcelonie oraz bardzo udanym pierwszym dniu nowego roku w Montserrat (relacja tu: http://spolecznosc.fly4free.pl/blog/319/sylwester-w-barcelonie-a-nowy-rok-w-montserrat/), pozostało nam jeszcze trochę czasu, aby odkryć inne zakątki Katalonii.
Z Montserrat skierowaliśmy się ponownie w stronę morza, a dokładnie do Sitges. Wybór padł jak zwykle u nas, trochę przypadkowo. Gdy dotarliśmy na miejsce była już noc. Nie wiedzieliśmy, więc tak naprawdę dokąd przyjechaliśmy, dopóki nie obudziły nas promienie słoneczne następnego dnia.
Nasz hotel znajdował się w samiutkim porcie. Rano, gdy odsłoniliśmy zasłony w oknach czekał na nas taki widok:



Słońce, łódki i palmy. 2 stycznia, naprawdę? ;) Zapowiada się kolejny dobry dzień!



Okazało się, nawet przyjemniejszy niż zakładaliśmy. Sitges to niewielkie miasto na wybrzeżu Costa del Garraf. Panują tu idealne warunki do wypoczynku. Piękne plaże, dużo restauracji i hoteli, malownicze uliczki. Typowy kurort. Można się domyślać tylko co tu się dzieje w lecie. Zapewne miasteczko zalewa fala turystów. Nie było nam dane tego zobaczyć. W styczniu jest tu prawie pusto, leniwie i spokojnie. Pewnie, dlatego tak bardzo nam się to miejsce podobało. Może jakbyśmy przyjechali tu w szczycie sezonu nasze wrażenia byłyby zupełnie inne.











Mimo że to styczeń znaleźli się amatorzy surfingu, dzieci pływające w morzu w niewielkiej zatoczce, ludzie spacerujący i uprawiający sporty na plaży. Taki styczeń zdecydowanie przypadł nam do gustu!



















Ze Sitges ruszyliśmy w kierunku Miravet. Miravet to niewielkie miasteczko w prowincji Taragonna, położone nad rzeką Ebro.



Główną atrakcją turystyczną tego miejsca jest usytuowany na szczycie malowniczego wzgórza zamek templariuszy, a właściwie jego ruiny ;). Historia zamku sięga 1153 roku i co ciekawe, jest to podobno największy kompleks obronny w Katalonii. Już z oddali wrażenie robią osadzone na skałach budynki, powoli schodzące wprost do rzeki. Wydawałoby się, że takie miejsce cieszy się nie małym zainteresowaniem...



Po drodze nie spotykamy, jednak zbyt wielu osób. Parkujemy samochód i udajemy się na wzgórze, aby zobaczyć zamek z bliska i podziwiać z góry widoki. Im bliżej podchodzimy, tym miejsce wydaje nam się coraz bardziej dziwne.



Nie widać ani jednej osoby, budynki są opuszczone, niektóre to dosłownie ruiny. Panuje totalna cisza. Szelest liści czy śpiew ptaków słychać dużo głośniej. W końcu ktoś kichnął i niemal całe miasteczko się zatrzęsło :) A, więc jest tu jakieś życie!









Oprócz, nieco zdziwionego naszą obecnością kota, po drodze na zamek spotkaliśmy jeszcze dwójkę turystów.







Miravet wydało nam się na początku trochę straszne, jednak robiło niesamowite wrażenie. Otoczone naprawdę pięknymi widokami, a wewnątrz bardzo tajemnicze. Nie żałowaliśmy, że zboczyliśmy nieco z trasy, aby tu przyjechać.



Nie chcielibyśmy, jednak tu zostać na noc. Zanim zapadł zmrok, ruszyliśmy więc dalej. Nocleg zaplanowaliśmy w Reus. Miasto, w którym na świat przyszedł Antoni Gaudi. Mimo iż znajduje się tu wiele zabytków, a starówka wieczorem tętni życiem, Reus nie oczarowało nas na tyle aby spędzić tu kolejny i już ostatni dzień w Katalonii.
Ponieważ znanym i często pojawiającym się w internecie miastem, które podobno warto odwiedzić w Katalonii jest Tarragona, postanowiliśmy właśnie tam się udać. W miejscu tym znajdziemy zarówno zabytki z okresu rzymskiego, jak np. pozostałości amfiteatru rzymskiego, powstałego w II w., ale też morze i szeroką piaszczystą plażę.



Ze względu na owe zabytki Tarragona została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Być może wyjdziemy trochę na ignorantów, ale niestety nie zrobiły one na nas jakiegoś wielkiego wrażenia, podobnie jak i same miasto. Nie spędziliśmy tutaj, więc zbyt wiele czasu.



Ruszyliśmy powoli w drogę powrotną do Barcelony, skąd mieliśmy odlot. Przy okazji zatrzymywaliśmy się w ciekawszych miejscach. Sama trasa była zresztą bardzo malownicza i obfitująca w piękne widoki.



Zostawiliśmy za sobą słońce i śródziemnomorski klimat i z przykrością wróciliśmy do witającego nas deszczem kraju.
Podsumowując: jeżeli wybieracie się na dłużej do Barcelony, koniecznie uwzględnijcie w swoich planach Montserrat, Sitges i Miravet

Zapraszam również na bloga: http://www.mamasaidbecool.pl/

Dodaj Komentarz

Komentarze (5)

glebolxxx 19 stycznia 2015 09:26 Odpowiedz
zdjecia super jakiego sprzetu uzywacie
piksel 19 stycznia 2015 13:24 Odpowiedz
zdjęcia godne uwagi a i sama podróż po Katalonii mocno mnie zainteresowała
becool 19 stycznia 2015 13:44 Odpowiedz
glebolxxxzdjecia super jakiego sprzetu uzywacie
dzięki! używamy głównie nikona d90 oraz gopro 3+ black
kamil-barejko 19 stycznia 2015 15:53 Odpowiedz
Super! Byłem w Katalonii dwa razy (w okresie późnego lata) i wracam teraz od koniec lutego na kilka dni. Na mnie TGN też nie zrobiła wrażenia. Będąc w Reus latem, koniecznie zostańcie na 1-2 dni w Park Aventura - to wesołe miasteczko bije na głowę wszystko na czym się bawiłem, bujałem, zjeżdżałem, itp w życiu:) Poza tym co napisaliście arcykoniecznie Girona i Val de Nuria (przy granicy z Andorą)!
jollka 19 stycznia 2015 18:38 Odpowiedz
Widoki bardzo podobne do Majorki, fajne foty :)