Irlandia raczej nie jest u nas krajem kojarzącym się z wyjazdami turystycznymi. Tak też było w moim przypadku, a na zieloną wyspę sprowadziła mnie impreza rodzinna. Korzystając z luźniejszego dnia postanowiłem opuścić bazę noclegową i udać się do oddalnego o ok. 50km drugiego co do wielkości miasta Irlandii, czyli Cork. Do celu dotarłem autobusem linii Bus Éireann, za przejazd trwający ok. godzinę zapłaciłem 8e, przy czym jest to cena przy kupnie biletu RT, pojedynczy kosztuje 10.50e. Dworzec znajduje się w centrum ale raczej w jego wschodniej części, więc aby zobaczyć najciekawsze punkty na mapie trzeba udać się w przeciwną stronę.
Zachęcony widokiem pierwsze kroki skierowałem jednak dalej w kierunku wschodnim. Idąc wzdłuż rzeki dotarłem dość szybko do końca chodnika, co uznałem za dobry argument do powrotu w kierunku centrum.
A (podobno nie wolno zaczynać zdania od a…) jeśli centrum to przede wszystkim St Patrick's Street i przylegające mniejsze ulice. Dużo ładnych miejscówek, pełnych kolorowych budynków, kawiarni i restauracji. Tłumów znanych z bardziej turystycznych miejsc nie ma, ale dzieje się sporo.
Szybki wyjazd to i szybkie jedzenie. Niestety był to błąd, zamówiony podwójny cheeseburger z bekonem okazał się najpaskudniejszą bułą jaką jadłem w McD. Na plus obsługa, wychodząc dziewczyna dziękowała mi jakby od tego zależało jej życie.
Idąc w kierunku południowym St Patrick's przechodzi w deptak Grand Parade, gdzie jednym z ważniejszych miejsc jest The English Market. Otwarty w XVIIIw., jest dość typowym miejskim krytym targowiskiem, pełnym stanowisk, sklepów i sklepików.
Wychodzę z targu i mijam Bishop Lucey Park. Park jak park, parę ławek, dużo gołębi, miejscowy żul śpiący pod drzewem. Ciekawostką jest wycinek średniowiecznego muru miejskiego.
Przekraczam płynącą przez miasto rzekę Lee i kieruję się w stronę jednej z największych atrakcji Cork, czy Katedry św. Findbara. Budowla w stylu neogotyckim, w obecnym kształcie ukończona w 1879r.
Teren wokół katedr usłany jest kilkusetletnimi nagrobkami, a kręcąc się po okolicy moją uwagę przykuły tabliczki kierujące do tajemniczego labiryntu. Oczekując co najmniej czegoś rodem z Lśnienia moim podekscytowanym oczom okazało się coś takiego.
No nie wiem...
Zamierzałem jeszcze powłóczyć się przez 1-2h, ale do zmiany planów zmusiła mnie mocno pogarszająca się pogoda, więc udałem się z powrotem na dworzec, kończąc tym samym przygodę. Czy warto? Jako główny punkt wyprawy raczej nie ale dla kogoś, kto znajdzie się w takiej sytuacji jak ja, bądź jest w okolicy przejazdem, uważam że można poświęcić parę godzin.
To tyle, osobom które przebrnęły przez całość dziękuję za uwagę i gratuluję samozaparcia, pozostałe przepraszam
;)
Drobna uwaga na marginesie
:D Język polski jest językiem fleksyjnym i w związku z czym odmienia nazwy zagraniczne. Dlatego powinien być wyjazd do CorkU, tak samo jak mówimy np. o księżnej YorkU.Samo miasto mało ciekawe, w Irlandii z miast polecam Dublin, a nie z miast - hrabstwo Kerry i generalnie całe zachodnie wybrzeże.Pozdrawiam
;)
Czyli również:Lecimy do Las Vegasu, bylismy w Las Angelesie (Andżelesie) ?
:mrgreen: Bo jeżeli wcześniej byliśmy w Tel Awiwie, to teraz do Las Vegasu, nieprawdaż? Chyba, że wcześniej do Bonnu (był stolicą, więc wypadałoby). A jeśli studiować, to lepiej w Oksfordzie, czy w Cambridgu (Kembridżu)?A tak na poważnie, to niektóre nazwy przyjęło się odmieniać, a inne nie.
Zachęcony widokiem pierwsze kroki skierowałem jednak dalej w kierunku wschodnim. Idąc wzdłuż rzeki dotarłem dość szybko do końca chodnika, co uznałem za dobry argument do powrotu w kierunku centrum.
A (podobno nie wolno zaczynać zdania od a…) jeśli centrum to przede wszystkim St Patrick's Street i przylegające mniejsze ulice. Dużo ładnych miejscówek, pełnych kolorowych budynków, kawiarni i restauracji. Tłumów znanych z bardziej turystycznych miejsc nie ma, ale dzieje się sporo.
Szybki wyjazd to i szybkie jedzenie. Niestety był to błąd, zamówiony podwójny cheeseburger z bekonem okazał się najpaskudniejszą bułą jaką jadłem w McD. Na plus obsługa, wychodząc dziewczyna dziękowała mi jakby od tego zależało jej życie.
Idąc w kierunku południowym St Patrick's przechodzi w deptak Grand Parade, gdzie jednym z ważniejszych miejsc jest The English Market. Otwarty w XVIIIw., jest dość typowym miejskim krytym targowiskiem, pełnym stanowisk, sklepów i sklepików.
Wychodzę z targu i mijam Bishop Lucey Park. Park jak park, parę ławek, dużo gołębi, miejscowy żul śpiący pod drzewem. Ciekawostką jest wycinek średniowiecznego muru miejskiego.
Przekraczam płynącą przez miasto rzekę Lee i kieruję się w stronę jednej z największych atrakcji Cork, czy Katedry św. Findbara. Budowla w stylu neogotyckim, w obecnym kształcie ukończona w 1879r.
Teren wokół katedr usłany jest kilkusetletnimi nagrobkami, a kręcąc się po okolicy moją uwagę przykuły tabliczki kierujące do tajemniczego labiryntu. Oczekując co najmniej czegoś rodem z Lśnienia moim podekscytowanym oczom okazało się coś takiego.
No nie wiem...
Zamierzałem jeszcze powłóczyć się przez 1-2h, ale do zmiany planów zmusiła mnie mocno pogarszająca się pogoda, więc udałem się z powrotem na dworzec, kończąc tym samym przygodę. Czy warto? Jako główny punkt wyprawy raczej nie ale dla kogoś, kto znajdzie się w takiej sytuacji jak ja, bądź jest w okolicy przejazdem, uważam że można poświęcić parę godzin.
To tyle, osobom które przebrnęły przez całość dziękuję za uwagę i gratuluję samozaparcia, pozostałe przepraszam ;)